Trzy wystrzały

Świadectwo nawrócenia byłego oficera armii radzieckiej z okresu II wojny światowej, uczestnika bitwy pod Stalingradem.

W jednym z chrześcijańskich zborów odbywało się zwyczajne nabożeństwo (na podstawie Biblii) rozważano właśnie temat znaczenia modlitwy. Nieoczekiwanie odezwał się starszy, siwowłosy mężczyzna. „Czy mógłbym coś powiedzieć na temat osobistego przeżycia”? „Bardzo proszę. Tu jest mikrofon” — odpowiedział uprzejmie brat prowadzący nabożeństwo. Po spokojnym, rytmicznym kroku tego mężczyzny można było poznać, że jest on wojennym weteranem. Wszyscy w ciszy oczekiwali na interesującą, wypowiedź. „Prawdziwa modlitwa czyni cuda nawet tam, gdzie wydawałoby się, że niepodzielnie panuje śmierć” — weteran umiarkowanym rozpoczął swoje opowiadanie. „Być może nigdy nie byłbym tu z wami gdybym własnymi oczami nie widział tego, co się zdarzyło. Niezwykły Boży znak.

Miało to miejsce w 1943 roku pod Stalingradem. Tego dnia będąc dowódcą baterii artyleryjskiej, na terenie wojskowego lotniska zajmowałem się obsługą armat. W uszkodzonym samolocie transportowym urządziliśmy sobie kwaterę. Obok nas w ciągu dnia i nocy maszerowały kolumny niemieckich żołnierzy wziętych do niewoli rosyjskiej. W jednej z maszerujących kolumn dwaj niemieccy żołnierze prowadzili swego bezsilnego towarzysza niedoli. Wleczono go, ponieważ ten żołnierz prawienie mógł iść”. Konwojent zwracając się do nas powiedział, że trudno będzie tego jeńca doprowadzić do punktu zbornego i że najlepszym wyjściem byłoby rozstrzelanie prawie umierającego człowieka. Konwojenci ściśle rozliczali się z otrzymanej amunicji, poprosił, więc nas, a byśmy sami rozstrzelali i pochowali tego niemieckiego żołnierza. Nam osobiście zbrzydła już śmierć i nie chcieliśmy zabijać. Jednak w pobliżu nas przebywał kucharz, który miał małe doświadczenie z czasu wojny. Wyjął, więc pistolet marki parabellum i przygotował się do rozstrzelania jeńca. Niemiecki żołnierz już klęczał i o coś prosił. Po jego pozycji i wyglądzie domyśliliśmy się, że chce się pomodlić. Wypadało spełnić ostatnią przedśmiertną prośbę. Żołnierz zaczął modlitwę. Po upływie około dwóch minut od chwili rozpoczęcia modlitwy, jeszcze raz skierował wzrok ku niebu, po czym pochylił głowę ku ziemi. Kucharz przystawił lufę pistoletu do skroni jeńca i nacisnął język spustowy. Obecni na miejscu rozstrzelania usłyszeli uderzenie iglicy w spłonkę naboju znajdującego się w komorze nabojowej pistoletu, ale wystrzał nie nastąpił z powodu niewypału. Wyciągnął, więc nabój i wprowadził do komory nabojowej następny. Sytuacja powtórzyła się. Po wprowadzeniu trzeciego naboju broń ponownie nie wypaliła. Gdy to zobaczyłem, natychmiast wydałem komendę: „Przerwij ogień!” To, co zobaczyliśmy, zadziwiło nas.

Obecny na miejscu technik artyleryjski wyjął z magazynka pistoletu pozostałe naboje, a następnie podniósł leżące na śniegu trzy naboje, które nie wypaliły. Załadował je ponownie do tego samego pistoletu, po czym skierował lufę do góry i trzykrotnie wystrzelił. Wszystkie trzy naboje wypaliły. Podczas wojny byliśmy świadkami śmierci wielu osób, a także świadkami cudów. To jednak, co wydarzyło się na naszych oczach, zaszokowało wszystkich obecnych. Zrozumieliśmy, że Pan Bóg nie chciał, aby ten jeniec zginął! Zabraliśmy go i umieściliśmy w naszej samolotowej kwaterze. Przyniesiono spirytus do nacierania chorego. Rozgrzano go. Jeniec zasnął, a następnie został przewieziony do szpitala polowego na dalsze leczenie. Boży przełom To był ten przełomowy moment w moim życiu, gdy po raz pierwszy zrozumiałem, że jestem nicością w porównaniu z „tą Mocą”, która decyduje o życiu ludzi.

Miałem wtedy dwadzieścia lat.

Mając zaledwie siedem lat utraciłem rodziców, którzy zmarli z powodu głodu. Domy dziecka były wówczas przepełnione. Wraz z innym chłopcem zostałem oddany pod opiekę starej na wpół niewidomej kobiecie. Latem pracowałem w kołchozie. W pozostałym okresie roku uczęszczałem do szkoły. Mając 14 lat cudem udało mi się dostać do jednej ze szkół zawodowych w Kijowie. Moje miesięczne stypendium wystarczało na zakup jednej „francuskiej” bułeczki i 10 gram cukierków-poduszeczek. Dzięki Panu Bogu za to, że w dzielnicy Kijowa, zwanej Kreszczatik, była stołówka, w której można było bezpłatnie otrzymać chleb. Kupowałem więc za jedną kopiejkę pół szklanki herbaty, a chleb znajdował się na stołach. Taki obiad musiał wystarczyć na dwa dni. Po ukończeniu moskiewskiej pułkowej szkoły, z chwilą wybuchu wojny, w 1941 roku zostałem skierowany na stanowisko dowódcy obsługi działa na froncie pod Moskwą, a później pod Stalingradem. Położenie nasze nie było lepsze od sytuacji, w której znajdowała się okrążona armia generała Paulusa. Niemcy dość dobrze byli zaopatrywani przez, zrzuty z samolotów.

Z czasem jednak znaleźliśmy się w lepszym położeniu. Nasze brygady agitacyjne przy pomocy głośników, wzywały żołnierzy niemieckich, włoskich i rumuńskich, znajdujących się w okrążeniu, do poddania się. Wkrótce nastąpił dzień, w którym generał Paulus wydał rozkaz do kapitulacji. Tysiące głodnych, zmarzniętych żołnierzy ustawiło się w kolumnach marszowych. Zima w tym czasie była bardzo surowa. Mrozy dochodziły do –30şC. Cieszyliśmy się z odniesionego zwycięstwa. Panowała ogólna radość, bo nastąpiła przerwa w ostrzeliwaniu i można już było, chociaż pomyśleć o życiu. Pewnego razu zdarzyło się jednak, że któryś z naszych żołnierzy znalazł naczynie ze spirytusem metylowym. Wielu żołnierzy z mojego oddziału spożyło ten spirytus. Wkrótce poczuli się bardzo źle. Z dziewięćdziesięciu żołnierzy pozostało wśród żywych zaledwie dziesięciu. Dlatego że nigdy nie piłem alkoholu i dzięki temu ocaliłem swoje życie. Czasami rozmyślałem o bezsensie wojny i znaczeniu życia. Nie wiedziałem nic o Bogu i Biblii, i za każdym razem nie mogłem znaleźć wyjścia z tej sytuacji. I oto nastąpiło to zdarzenie z niemieckim żołnierzem, wziętym do niewoli, które na zawsze weszło do mojej pamięci.

W 1944 roku podczas zaciętego boju pod Kurskiem zostałem ranny i znalazłem się w szpitalu. Po zakończeniu wojny pracowałem w Leningradzie na stanowisku Naczelnika oddziału Milicji. Później ukończyłem Akademię Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Moskwie. Mianowano mnie na wyższe stanowisko. Pracą, którą wykonywałem, wymagała wyjątkowego rozsądku, ponieważ od mojej decyzji zależał los wielu osób. W tamtym okresie obowiązywało podwójne prawo tj. partyjne i państwowe. Prawo partyjne, niestety górowało nad państwowym. Pomimo to ateistą jednak nie zostałem. Gdy zastanawiałem się nad własnym życiem, nie miałem wątpliwości, że Pan Bóg na pewno istnieje. Każdej nocy, o godzinie czwartej rano, budziłem się i rozmyślałem o zdarzeniach, które miały miejsce poprzedniego dnia. Myślami zwracałem się ku Panu Bogu, prosząc o mądrość i poradę. W rękach Chrystusa Kiedy odszedłem na emeryturę, w szczególny sposób odczuwałem w duszy ogromną pustkę. Poszukując wyjścia z tego stanu, wziąłem do rąk Biblię! Początkowo niewiele rozumiałem znaczenie tekstu, który przeczytałem. Teraz wiem, dlaczego tak było. Czytanie Biblii należało rozpocząć od Nowego Testamentu. Ze Starego Testamentu podobały mi się wydarzenia związane z życiem patriotki narodu izraelskiego, Estery, żony króla perskiego. Szczególną uwagę skupiłem na życiu króla Dawida. Zapamiętałem, że Dawid, jako wszechwładny król, skłaniał kolana przed Panem Bogiem i mówił, że jest tylko sługą Pana Boga. „A kim ja jestem?”—myślałem o sobie. Pamiętam noc, podczas której, aż do rana nie zamknąłem swoich oczu, rozpatrując szczegółowo wszystkie zakątki swej pamięci i sumienia. Rano zawołałem żonę i dzieci, skłoniłem kolana i powiedziałem: „Oto stoję przed Bogiem i proszę Go o przebaczenie moich grzechów. Proszę teraz i was o przebaczenie moich przewinień”. Nie mogę słowami przekazać tego, co wówczas nastąpiło w mojej duszy. W jawny sposób dźwięczały w mej świadomości słowa: „Oto jest właśnie to, czego poszukiwałeś, to, czego ci brakowało w ciągu twojego dotychczasowego życia”. W najbliższą niedzielę udałem się wraz z żoną na nabożeństwo do ewangelicznego domu modlitwy. Mój krewny uczęszczał na te nabożeństwa i opowiadał mi o tym. Dzięki Bogu 30 listopada 1991 roku przyjąłem chrzest wodny, poprzez zanurzenie w wodzie, w imię Ojca, Syna Jego — Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego.” Najwyższemu Bogu niech będzie za to Chwała!

Tłumaczenie z rosyjskiego J.Szauliński.

Świadectwo zaczerpnięto z chrześcijańskiego dwumiesięcznika DPŻ

opracowanie oraz  grafika. Jan Stypuła

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*